Zaloguj się:

lub  
 
 

W pogoni za równouprawnieniem w biegowym świecie

 

autor: Katarzyna Żbikowska-Jusis, opublikowano: 04/11/2011

Biegam już dziesiąty rok i co jakiś czas biorę udział w różnych amatorskich imprezach biegowych. Przez te dziesięć lat zaobserwowałam zdecydowany wzrost ilości przedstawicielek płci pięknej, które biorą udział w owych wydarzeniach. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo to znaczy, że coraz więcej kobiet dba o siebie, coraz więcej z nas ma w sobie ducha rywalizacji, coraz mniej jest w nas niejasnego wstydu z powodu zakładania „tych obcisłych gaci”. Super; oby tak dalej. Jest jednak pewna kwestia, która zwróciła już niejednokrotnie moją uwagę, a mianowicie - równouprawnienie (a dokładniej jego brak) na amatorskich imprezach biegowych.

Ostatnio moja znajoma z klubu biegacza napisała do mnie:

„Byłam na zawodach w Tomaszowie Mazowieckim: 10 km, upał okropny, biegłam ledwo żywa; dałam z siebie wszystko; gdy wbiegałam na metę pogotowie na sygnale wiozło do szpitala kogoś, kto wydusił z siebie jeszcze więcej. Kategorie dla kobiet były dwie: do 35 lat, potem: 36 - 60 lat. Mężczyźni co 10 lat, tak jak zawsze. Rozmawiałam z sędziami: nie mieli zdania na ten temat. Rozmawiałam z jednym z organizatorów (...), wiek ok. 55 - 60 lat, gruby, z wielkim brzuchem, jeżeli biega to tylko do lodówki po schabowego i piwo. Jednego stadionu w ten upał by nie obiegł. Jego uzasadnienie takich kategorii dla kobiet: nie mają pieniędzy na więcej, regulamin był w internecie, jak mi się nie podobało, to nie musiałam przyjeżdżać i biec, nie widzi powodu, aby cokolwiek zmieniać. Więc w przyszłym roku do Tomaszowa nie pojadę - jak się to nie zmieni. I nie będę biegać w zawodach dyskryminujących kobiety. Ja nie biegam dla kuchenki mikrofalowej, latarki czy też majtek rozmiar XXL. Biegam dla satysfakcji, zdrowia, przyjemności. Ale jak startuję w zawodach, to chciałabym, aby kategorie wiekowe były takie same dla mężczyzn jak i dla kobiet i rywalizacja pomiędzy babami w miarę sprawiedliwa. I chciałabym wejść w Tomaszowie na pudło i dostać dyplom z napisem: „II miejsce w kategorii K 50 – 60”, bo takie miejsce bym zdobyła, a biegacz Maryś zrobiłby mi zdjęcie. I byłabym zachwycona”.

W ten sposób przypomniała mi boleśnie o tym, na co starałam się nie zwracać uwagi będąc zagorzałą fanką biegania - w zawodach biegowych nie zawsze jest równouprawnienie. Na dużych imprezach owszem: dla przykładu Warszawa, Poznań, czy Katowice mogą się poszczycić maratonami, które nie umniejszają kobiecych wyczynów. Ale już mniejsze imprezy, które nie mają takiego rozgłosu medialnego zdają się być organizacyjnie daleko w tyle. Regulaminy wielu z nich wyraźnie ustalają nierówne przedziały kategorii wiekowych – kategorie mężczyzn zmieniają się co 10- lat, a kobiet? Tutaj rozstrzał waha się od 20 do 40 lat! Ludzie! Czy naprawdę myślicie, że np. 40-latka ma jakiekolwiek szanse w biegu na 5 km z 19-latką? Przecież to jest bez sensu! Fakt – kobiet startuje mniej niż mężczyzn. I to jest główny argument organizatorów. Ale czy to jest wina którejkolwiek z tych Pań, które startują, że nie ma nas więcej? W czym zajęcie III miejsca przez faceta jest trudniejsze niż zajęcie III miejsca przez kobietę? Przecież równie ciężko trenujemy i tak samo na zawodach dajemy z siebie wszystko! Czy nawet tam, gdzie chodzi o zabawę, relaks i radochę jesteśmy dyskryminowane bo... organizator nie miał dość pieniędzy na kilka symbolicznych pucharów i wydrukowanie dyplomów. Czy to nie jest trochę żałosne? Myślę, że jest. I w sumie trochę smutne. Ale przede wszystkim jest nie fair. Podobnie jak niezbyt sprawiedliwe bywają nagrody na niektórych zawodach biegowych. Dlaczego nagroda np. za II miejsce dla mężczyzny jest większa niż za II miejsce dla kobiety? Bo generalnie biegamy wolniej? Biegamy wolniej bo jesteśmy inaczej zbudowane, jesteśmy trochę inne - ponieważ co miesiąc zmagamy się z fizjologią, rodzimy dzieci, zajmujemy się domem, pracujemy… Czy to właśnie przez to jesteśmy dyskryminowane? Przecież mimo tych wszystkich obowiązków biegamy, trenujemy i startujemy w zawodach. Robimy to dla zabawy, dla zdrowia i dla satysfakcji. Dlaczego więc jesteśmy traktowane gorzej?

Być może rzucą się na mnie organizatorzy biegów, którym zabrakło funduszy na te symboliczne drobiazgi. Być może zaatakują mnie postronni faceci mówiąc, że przesadzam. Być może… Ale ja mam nadzieję (a razem ze mną zapewne niejedna biegaczka), że organizatorzy zwrócą wreszcie uwagę na to, że tu chodzi o zasadę, o to, że my – Kobietki nie chcemy specjalnego wyróżnienia. Chcemy wyróżnienia takiego samego jakie mają nasi koledzy z biegowych ścieżek. Wiecie dlaczego? Bo to motywuje, zachęca i pozostawia dobre wspomnienia na kolejny sezon. Może na kolejnej edycji biegu będzie nas więcej?

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie dodał komentarza

Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy