Zaloguj się:

lub  
 
 

5.Poznań Półmaraton

 

autor: Aga Sawicz-Orska, opublikowano: 30/04/2012

Już sama data 5 Półmaratonu w Poznaniu powodowała uśmiech na twarzy - Prima Aprilis 2012. Dzień przed, w konsternację wprawiły prognozy pogody: 5 stopni Celsjusza, odczuwalna 0, a może i mniej, wiatr mocny z północy, zachmurzenie całkowite. O godzinie 8 rano okazało się, że na deser jeszcze pada śnieg. I jak tu się ubrać? No jak?! Jedyna słuszna decyzja, to na cebulkę a potem w ostatniej chwili się rozbierać ...oby były do tego powody! W czapce, rękawiczkach, ciepłej kurtce wyprowadziłam rower i pognałam na strefę startu. Po drodze minęłam kilka punktów odżywczych, gdzie dzielni wolontariusze zaczynali ustawiać kubki, wodę, czekoladę. Im siniały nosy, mi rower pozwolił się rozgrzać. Oddając jedynie kurtkę i ciepłą czapkę do depozytu zastanawiałam się kto ma rację, my - "na długo", czy ci w mniejszości - "na krótko" a czasem nawet "bardzo krótko".

Dziesięć minut przed startem pokazało się piękne słońce i niebieskie niebo, ulżyło nam, że jednak śniegu nie będzie. Zdjęłam bluzę, z założenia przeznaczoną na straty i ruszyliśmy ...niestety tempo jak u Tuwima - ospałe. Wielka masa ludzi, w której wszyscy nerwowo poszukują miejsca do wyprzedzania. Bezskutecznie. Robiło się coraz bardziej wąsko i kluczowym stało się pilnowanie krawężników, barierek i nóg innych biegaczy. Przez pierwsze 4 km nawet nie byłam w stanie wyłapać oznaczeń kilometrów na trasie. Spaliłam się czy nie spaliłam?...chyba trochę tak, też próbowałam znaleźć swoją drogę do mety. Kolejne kilometry jakoś nie dawały się policzyć, stwierdziłam, że można już tylko spróbować biec dla czystej przyjemności, pal licho z życiówką! Tydzień w tydzień nie można się przecież poprawiać! Na 7-mym kilometrze biegacz obok mnie pyta o zamierzony czas, mówię 1:40...co będę tłumaczyć, że już sobie odpuściłam. Postanowił spróbować ze mną, ale na 10 już go nie było obok ...może jednak biegnę szybko, pomyślałam. Skrzydeł dodali mi na pewno przyjaciele, w końcu Wilda, to moja dzielnica, sami znajomi. Kryzysik zaczął się na Drodze Dębińskiej, ale udało się go zażegnać wegetariańskim żelkiem energetycznym. Szybka Garbary, zawrotka, most Rocha, Polibuda - stare dzieje, i ku wielkiemu zdziwieniu dogoniłam kolegę uciekiniera. Nie dał się pociągnąć, więc dodałam gazu żeby się rozpędzić na finałowy podbieg, szybko go pokonałam, zmotywowałam tym kilku sąsiadów i... Malta. Tutaj już nie ma się co oszczędzać, mocniej, szybciej, dalej, dalej, moc Korn'a&Skrillex'a w słuchawkach, zbieg i wszystkich łykam, wszystkich po drodze! Spojrzenie na zegar nad metą, ...życiówka?! Niemożliwe, życiówka!!! W tym wietrze, tłumie, tydzień po życiówce, na luzaku....

Poznań, po prostu moje miasto (love)

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie dodał komentarza

Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy