Zaloguj się:

lub  
 
 

ORLEN Warsaw Marathon - relacja.

 

autor: Iwona Ludwinek-Zarzeka /Foto: materiały prasowe Orlen Warsaw Marathon, opublikowano: 23/04/2013

To był ryzykowny pomysł. Dwa wielkie maratony w Warszawie, z czego jeden tworzony przez korporację? Jedni się cieszyli, inni doszukiwali niedociągnięć. A to, że późno podano informację o biegu. A to, że przejazdy ZTM nie są tego dnia darmowe dla biegaczy. I oczywiście, że biegnący na „dychę” nie mają zapewnionych noclegów. Orlen Warsaw Marathon był po prostu pod lupą i organizatorzy musieli się postarać dużo bardziej niż inni. Jeden zły ruch i imprezę zdeptano by z błotem. Finał był jednak taki, że kwietniowy maraton w Warszawie odniósł wielki sukces.

 OWM 200413 fot.S.Wolny LIVE SEB8610

 

Pakiety można było odbierać już od 17 kwietnia. W sobotę zostało otwarte pokaźne expo, na którym wystawiło się naprawdę wiele firm, zatem kto z zawodników miał ochotę kupić sobie jeszcze na ostatnią chwilę biegowe gadżety, miał ku temu okazję. Całe miasteczko było ogromne. Ustawiono wielkie namioty, w których wolontariusze wydawali pakiety startowe. Było miło, wesoło, pozytywnie. Trafiliśmy również akurat na końcówkę biegu charytatywnego, którego dystans wynosił 3,3 km. Stojąc przy barierce zobaczyłam całe rodziny, walczące o każde kolejne sto metrów. Prawdopodobnie dla wielu był to biegowy debiut, kto wie, ilu złapało bakcyla do rozpoczęcia regularnych treningów.

Pasta party odbywające się na Stadionie Narodowym było dostępne wyłącznie dla maratończyków. Nieograniczone ilości wody, izotoników, bananów, do tego kawa, herbata. Każdy brał ile chciał. Lidl, który jednocześnie reklamował swoją markę, niewątpliwie spisał się znakomicie. Elegancko jak na warunki polowe podane spaghetti, posypane żółtym serem oraz zapakowane komplety sztućców robiły wrażenie. Można było usiąść na trybunach i obejrzeć występ artystyczny, który... nijak nie pasował to biegowej sfery. Pseudo etniczny zespół może i był ciekawy, ale ja nie zauważyłam związku z maratonem, który miał nastąpić następnego dnia. 

 OWM 210413 fot.D.Kramski LIVE 0001 AM 2063

 

Następnego dnia obudził nas nie tylko budzik ale i... promienie słoneczne. O ile spodziewaliśmy się pogody bezdeszczowej, to jednak bezchmurne niebo stwarzało lekką atmosferę grozy. Być może kibice odczuwali świeżą bryzę poranka, my jednak już wiedzieliśmy, że lekko nie będzie. Po przybyciu do biegowej wioski (ochrona pilnie strzegła,  by wstęp mieli tam wyłącznie zawodnicy) sprawnie oddaliśmy nasze rzeczy do depozytu i dotarliśmy na start. O ile na Maratonie Warszawskim nie czuło się tego ogromu ludzi, to tutaj tak. Otwierałam oczy ze zdumienia, ile osób wybrało się tego dnia na bieg. Fantastycznie opisane strefy czasowe, regularne podawanie informacji kto gdzie ma stanąć oraz to nerwowe odliczanie do startu.

 

Ruszyliśmy! Przez pierwszy kilometr było naprawdę ciasno, z czasem zaczęło się powoli rozluźniać. Słońce niemiłosiernie przygrzewało, więc chwała organizatorom za ustawienie naprawdę licznie punktów odżywczych. Na większości można było napić się wody, izotonika, zjeść banana lub czekoladę oraz schłodzić się gąbką. Toalety także były dostępne przy każdym punkcie. Trasa dosyć wymagająca, niewielkie acz uciążliwe podbiegi dawały w kość. Szczególnie ten na 25 km powodował, że wiele osób musiało zweryfikować swoje plany (w tym ja). Natomiast jeśli dla kogoś maraton jest tylko dłuższym treningiem, to mógł zachwycać się różnorodnością Warszawy - trasa została poprowadzona w dużej mierze ścieżkami często odwiedzanymi przez mieszkańców miasta, jak i przez turystów.

 

OWM 210413 fot.D.Kramski LIVE 0001 90B0607

 

Na 40 km w rolę wolontariuszy wcieliła się „moja” grupa Vege Runners. Odliczałam metry (tak, metry, nie kilometry...) do tego miejsca. Trasa zaczęła się dziwnie dłużyć...7 km, 6, 5...miałam wrażenie, że do nóg mam przywiązane kamienie, natomiast na ramionach niosę wiadra wypełnione wodą... Udało się jednak, a do mety zostały tylko (i aż) 2 km i 195 m. Czułam się zasłodzona izotonikiem i bananami, marzyłam o soczystych pomarańczach, których na trasie nie znalazłam. Wypiłam więc kolejny kubek wody, drugi wykorzystałam wylewając na siebie i silą woli „pognałam” w kierunku upragnionej chwały;) Odcinek wokół mety zorganizowany fantastycznie: po nałożeniu na siebie folii termicznej, zgarnięciu medalu i wody można było odpocząć na... leżakach! Depozyty pozbawione praktycznie kolejek, a zaraz obok liczne przebieralnie dla kobiet i mężczyzn. Można było się przebrać w naprawdę komfortowych warunkach. Mój czas? 3h 56min - niestety grubo poniżej oczekiwań, ale wiem, że tego dnia zrobiłam wszystko, co tylko zrobić mogłam.

Muszę wspomnieć również, że na mecie czekał już mój wspaniały mąż, który dużo wcześniej ukończył bieg. Nie zgadniecie co miał specjalnie dla mnie w plecaku: pomarańcze!

 

Minusy imprezy Orlen Warsaw Marathon:

-        złe oznaczenie kilometrów na trasie. Kto biegł bez zegarka z GPS miał naprawdę wielki problem z utrzymaniem równego tempa

-        zbyt mała ilość toalet w okolicy startu

-        ciasno na trasie z powodu poprowadzenia drugim pasem biegu na 10 km

-        niedostateczna ilość koszulek w odpowiednich rozmiarach

 

Czy było warto pobiec w tym właśnie biegu? Mimo niedociągnięć mówię bez zastanowienia: TAK,  warto. Czuć było, że Warszawa tego dnia świętuje. Piękna trasa, komfortowe warunki przed i po biegu. Mimo, iż był to debiut, to niejeden organizator mógłby się wiele nauczyć obserwując Orlen Warsaw Marathon.

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze (1)

  • Napisany przez diphenhydramine dostępny online w Polsce, 15/03/2024 1:03pm (14 dni temu)

    Hello there, You have done an incredible job. I'll definitely digg it and personally suggest to my friends.
    I'm confident they'll be benefited from this site.

Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy