Zaloguj się:

lub  
 
 

Co mówię, kiedy myślę o maratonie... Relacja z Poznania.

 

opublikowano: 14/10/2012

Co mówię kiedy myślę o maratonie - taki miał być tytuł - właściwszy będzie „ Nigdy w życiu”.

 

Muszę jakoś chronologicznie zacząć tą relację więc… dawno , dawno temu w odległej galaktyce zaczęło się to wszystko tak:

  • Przełom czerwcowy – chyba w noc świętojańską- przyszło natchnienie – pobiegnę jednak maraton – czuję ze jestem biegaczką - a co to za biegacz co nie przebiegł maratonu?
  • Decyzja wyboru miejsca - pod uwagę ze względu na odległość i termin brane były Warszawa i Poznań- zwyciężył  Poznań, ze względu na łatwiejszy dojazd i zachwalaną organizację biegu z lat ubiegłych przez wielu znajomych i przyjaciół królika, także klamka zapadła.
  • Pracuję biegowo przez całe lato – ale bez przesady – nadal długie wybiegania powyżej 24km stanowią dla mnie duży problem kondycyjny a i samopoczucie po takim biegu nie jest najlepsze- także ze smutkiem przyznaje ze tak długich wybiegań zrobiłam tylko 3 - pewnie będą tego konsekwencje w niedziele - czas pokaże, ale starałam się tygodniowo być w okolicach 40 - 50km
  •  Już , już - jest niedziela. Jedziemy – jest 5 rano noc spotyka się z dniem... Trasa mija szybciutko – emocje robią swoje i już jesteśmy w pięknym Poznaniu.

Jako reprezentantka portalu „ Kobietki biegają” zabieram ze sobą „dwie koleżanki”- niestety stosują doping testosteronem:P Ich wygląd niestety wskazuje, że terapia hormonalna została mocno podkręcona (proszę spojrzeć na zdjęcia:))- wzrost owłosienia na twarzy szczególnie jednej z nich jest znaczny:)

Już jesteśmy na starcie - wszystko ułożone jak w zegarku - szatnie, depozyt, WC, oznakowanie i jeszcze super gwiazda ultramaratonów  Scott Jurek - mam nadzieję zobaczyć go na starcie, bo na mecie raczej nie będzie szans – ze względu na nasze niedopasowanie kondycyjne... Widziałam tylko jego zdjęcie i oczywiście zaczytywałam się o nim w książce „ Urodzeni biegacze”- wygląda na mega pozytywna osobę. Chciałbym tylko to potwierdzić - w realnym świecie - naprawdę ma taką energię:).

Jesteśmy dokładnie minutę przed na starcie - start punktualnie o 9:00. Ruszamy, emocje pomimo chłodu sięgają zenitu. Drugi, piąty, dwudziesty trzeci - jak ten kilometr szybko leci - a ja umówiłam się z sobą na 4: 15 na mecie( w serduszku na 4:00) - czy dam radę? - wszystko mówi mi że tak - i mówi tak jeszcze do 30 km - a potem … no cóż  potem jest już tylko walka za sobą - zbyt duża liczba cukru, czekolady, bananów – robi swoje - w żołądku rośnie mi kula cukrowa, i jedynym marzeniem mojego brzuszka – jest pozbycie się jej -  więc przyjdzie mi jak z filmu Bareji "ta Pani z tym bananem tu przybiegła i z nim wychodzi”.

Moje zmęczenie widać najlepiej po kontaktach z kibicami (tu mała dygresja, Poznaniacy – kibicowali całym miastem – całymi rodzinami, na całej trasie- wołając do nas po imionach zapisanych na numerach startowych- dzieciaki wyciągały raczki do strzelania piątek z biegaczami – dodając im trochę pozytywnej energii, co chwila przygrywały super bandy muzyczne – każdy w swoim stylu – a to mega nakręca)

Ale wracam do tematu - do 20km odpowiadam na doping entuzjastycznie, ilość małych rączek klepniętych po drodze naprawdę jest bliska 100% ale po 35 km - już nie pokrzykuję, nie zbaczam z trasy  marszu – bo to jest częstsze niż bieg, żeby klepnąć w wyciągnięte rączki. Ale… staram się odpowiadać uśmiechem, na wszystkie zachęty kibiców - to oni dają mi swoją energię  i doprowadzają do szczęśliwego końca.

Mocno, bardzo mocno zmęczona mijam linię mety : 4: 11  (czas netto 4: 08)- wita mnie Sławek z uśmiechem na twarzy - jeszcze tylko medal, różyczka i .. to już jest koniec walki.

I … niestety nie ma we mnie tej radości, jaką zazwyczaj dają mi biegi. Jestem wyziębiona i zmęczona - dlatego dodałam tytuł „Nigdy w życiu”. Być może każdy z nas jest stworzony do czegoś innego. Ja mam ogromną radość (endorfiny z reguły mnie zalewają, nie umiem powstrzymać śmiechu i gadulstwa) po krótszych dystansach, a tu po pierwszym maratonie – nic… brak tego uczucia, więc może to jeszcze za wcześnie, może to nie dla mnie?  

Więc co mówię kiedy myślę o maratonie?  Że to jednak jest wielki wyczyn, że pomimo iż biegło ze mną w Poznaniu 6 tysięcy ludzi i tysiące biegają maratony na całym świecie - czuję że należę do "elity": zmęczenie jest duże, a dalej może być jeszcze gorzej… Ale szczęście też jest wielkie – że podjęłam rękawice, że nie poległam, że parafrazując  słowa piosenki  „o to wyśnił się wielki mój sen tysięczny tłum spija słowa z mych ust kochają mnie” (to o kibicach - bez kochanych poznaniaków, nie było by tego biegu i zwątpienie przyszło by szybciej)

Moi znajomi i przyjaciele, którzy też wracają z tarczą:

Sławek , Piotr , Maciek, Sylwek, ( Sylwek miał okazję przyjrzeć się Scottowi Jurkowi, bo większość czasu ścigali się ze sobą na trasie:))

To pisałam ja - bardzo , bardzo zmęczona Agatka, która 6  godzin temu przebiegła pierwszy w życiu maraton.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie dodał komentarza

Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy