Zaloguj się:

lub  
 
 

Czy masz szansę zostać bystrzakiem? Recenzja książki "Maraton dla Bystrzaków".

 

autor: Iwona Ludwinek, opublikowano: 21/07/2012

 

„Maraton dla Bystrzaków” Tere Stouffer Drenth to kolejna książka z serii wydawnictwa Septem: Dla Bystrzaków. Autorka od pierwszych stron podkreśla, iż docelową grupą czytelników są początkujący, mający w planach „zaliczenie” maratonu. Obiecuje, że w pół roku praktycznie każdy jest w stanie przygotować się do tego dystansu.

Przeglądając pobieżnie książkę, widać od razu, że jest napisana bardzo przejrzyście. Na marginesach przy każdej informacji godnej uwagi są umieszczone symbole: zapamiętaj, wskazówka, a nawet: żargon i anegdota. To sprawia, że tej pozycji nie trzeba czytać „od deski do deski”. Po prostu zaglądamy do spisu treści, wybieramy zagadnienie interesujące nas i pochłaniamy wiedzę z danego zakresu, wbijając sobie do głowy z większą pedanterią zaznaczone przez autorkę obszary. Jednak anegdoty możecie sobie darować: ja się nie zaśmiałam ani razu.

 

Pani Tere Stouffer Drenth postanowiła podejść do młodych adeptów biegania, jako osobników  kompletnie zielonych, co akurat pochwalam. W tym przypadku lepiej czasem powiedzieć za dużo, niż za mało. Dobrze wiedzieć o czym się mówi, w momencie, gdy się mówi o bieganiu. I tak oto poznajemy takie terminy jak: biegacz, kilometraż, trening szybkościowy i przyspieszenia, maraton. Zanim przejdziemy do treningu, autorka zachęca do przygotowania się do niego od strony psychologicznej i praktycznej. Dowiadujemy się jakie korzyści mamy z biegania długodystansowego, ale również i jakie niesie ze sobą zagrożenia. Standardowo rozpisuje jak dobrać buty do swojej stopy oraz praktyczne porady jak należy ubierać się, w zależności od pogody (mi najbardziej spodobał się pomysł z wciskaniem T-shirtu do spodenek- moda retro wracaJ). Skupia się także na tym, gdzie i kiedy biegać. Klasycznie zachęca do wybiegania poza miasto i korzystania z nieutwardzonych ścieżek oraz leśnych tras, w końcu o kolana trzeba dbać, a i pejzaże o wiele milsze dla oka. Amerykanka namawia również do biegania po polach golfowych (macie takie pod nosem?) i cmentarzy (pewnie w celu ulepszenia jakości długich interwałów  - może pan dozorca bądź policjant nas nie dopadnie:)). Ale co kraj to obyczaj. Może w USA się to sprawdza…

 

Po takim wstępie nadchodzi czas na pierwszy bieg. Z tego rozdziału dowiadujemy się ważnych rzeczy, takich jak: kiedy jeść, co zabrać ze sobą (np. dokument tożsamości dla bezpieczeństwa), czy nie wziąć pod uwagę wstąpienia do klubu biegacza; jakim tempem sunąć naprzód. Kolejny temat to rozciąganie, rozgrzewka i ochłonięcie. Po kilku bardzo podstawowych, ale i ważnych informacjach, dowiadujemy się jak się rozciągać i tu mnie wbiło w ziemię. Autorka przekonuje nas, że każdy mięsień należy rozciągać tylko przez 2 sekundy, w serii po 8-10 powtórzeń. Polska (i nie tylko) szkoła mówi o zasadzie 3x30 sekund. Próbowałam metody pani Drenth - nie poczułam żadnego rozciągnięcia, ale być może robię coś nie tak… ?

 

Wiemy już jak się biega, w końcu nadszedł czas na prawdziwy trening. I tu pojawia się bardzo fajne wprowadzenie prowadzące nas poniekąd po kartach historii. Pani Drenth wprowadza takie terminy jak: budowanie bazy oraz siły i szybkości. Coś co znane i niekoniecznie lubiane, ale na pewno skuteczne. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że w książce są umieszczone plany treningowe. Z góry zaznaczone, że są skierowane dla początkujących, jednak pomyślałam, że może jednak coś znajdę dla siebie. Zagłębiłam się w tabelkę i w tym momencie ogarnęło mnie przerażenie... Tygodniowy kilometraż waha się od 29 km (na początku) do (uwaga) 120!!!! I mamy nawet jeden wolny dzień w tygodniu - niedzielę. Chyba, że masz ochotę przebiec się regeneracyjnie. Wtedy zaplanuj sobie czas na pokonanie swobodnie 5-13 km. Więcej nie, bo możesz się przetrenować;) I to ma być porada dla początkujących?????

Bardzo dobry jest natomiast rozdział o treningu obwodowym: wszystkie ćwiczenia są zobrazowane fotografią i dokładnie opisane.

 

Autorka mówi też bardzo pobieżnie o kontuzjach, jak im zapobiegać i o treningu uzupełniającym podczas abstynencji biegowej. Dostajemy rozpiskę klasycznych „boleści biegaczy” oraz ważną wskazówkę, wcale nie taką oczywistą: jeśli coś nas przeciągle boli, to unikajmy lekarzy „zwyczajnych” a od razu kierujmy się do tych, którzy mają specjalizacją sportową.

 

Przedostania część książki prawi już o maratonie, a raczej o praktycznych poradach, pomocnych tuż przed, w trakcie i po maratonie, np. jak  mentalnie przygotować się do biegu by nie polec na trasie. Zawarte są tam nawet takie informacje co może znaleźć się w pakiecie startowym i o tym, by w ogóle pamiętać o odebraniu go na czas, nastawieniu budzika, położeniu się spać odpowiednio wcześnie, zjedzeniu odpowiedniego śniadania, by nie pojawiły się żołądkowe niespodzianki oraz jak radzić sobie z bólem, a może i z chandrą, gdy ukończymy królewski dystans.

 

Ostatnia część to dekalog, w którym zamieszczone są sposoby na to, jak, mimo upływającego czasu, sprawić, by bieganie wciąż było dobrą zabawą. Wielu moich znajomych porzuciło ten sport, gdy np. wyniki były dla nich niezadowalające. Porady podane przez autorkę pomogą zachować świeżość i chęć do dalszego trenowania. 

 

Ogólnie ciężko jest mi zarekomendować tę książkę jako poradnik dla biegaczy. Z jednej strony jest tam zawartych sporo informacji dla totalnie początkujących, którzy mogą gubić się w biegowym żargonie. Z drugiej strony są też porady, z którymi w żaden sposób nie mogę się zgodzić. Na pewno pomaga zwrócić uwagę na takie sprawy, które są oczywiste dla biegaczy bardziej doświadczonych, jak dobór butów, kwestie rozgrzewki, treningu uzupełniającego, znaczenie jakości diety i snu. Dodatkowo książka napisana jest w sposób lekki i zrozumiały. Skierowana do osób które wcześniej nie biegały, albo biegały bez z żadnej wiedzy teoretycznej. Na pewno jest również pomocna, gdy masz problem z motywacją. Autorka przekonuje, że bieganie, to fantastyczny sposób na zbudowanie formy, poprawienie sylwetki i stanie się człowiekiem radośniejszym i bogatszym wewnętrznie, co już jest wartością samą w sobie. Nie wiem tylko, czy to wystarczy, by opisywana pozycja stała się poradnikiem wybitnie godnym polecania... 

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie dodał komentarza

Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy