autor: Witold Gluck / Zdjęcia: Witold Gluck, opublikowano: 11/09/2012
Początek węgierskiego wypadu na 27. Nike Budapest International Half Marathon był dość niezwykły – otóż Kasia zbierając materiały o maratonach w naszej „okolicy” weszła w kontakt z organizatorami imprezy; Ci zaś bardzo gościnnie przysłali zaproszenie. Kasia miała już ściśle określone plany startowe, ja zaś byłem świeżo po zawodach ½ Ironmana w Borównie. Ale co tam! Połówkę na spokojnie to przecież przebiegnę, więc postanowiłem – jadę, a właściwie lecę.
Samotnie, wyposażony w reprezentacyjną koszulkę damskiej strony o bieganiu, wylądowałem w piątkowy ranek w Budapeszcie – mieście, o którym tylko trochę słyszałem i w ostatniej chwili kupiłem mapę z krótkim przewodnikiem.
Cóż, każdy ma własny sposób zwiedzania, każdy kieruje się tym, co go interesuje. Ja lubię obserwować ludzi - to jak żyją i uwielbiam kawiarenki, bo moim zdaniem widać tam styl życia mieszkańców.
Kawiarnie OK, ale kierowany redakcyjnymi instyktami zacząłem się oglądać za biegaczami, a tu nic zupełnie, gatunek wymarły. Na ulicach żadnej informacji o imprezie, więc już zacząłem się martwić, że pomyliłem terminy. Aż zupełnie przypadkiem wszedłem na wyspę Św.Małgorzaty.
Jest to duży zadrzewiony teren, pięknie położony na Dunaju. Tu zagadka się wyjaśniła – są tam wręcz wymarzone warunki do biegania, piękne zacienione alejki jak również tartanowa (sprawdziłem) ścieżka. Od razu zobaczyłem całe zastępy biegaczy, przy wielkim procentowym udziale kobiet. To był szok.
To w tej oazie schronili się biegacze, zamiast pocić się na słonecznych promenadach, biegali w cieniu, owiewani lekkim wietrzykiem z nad rzeki – fajnie tam mają uwierzcie!
Następny dzień to dalsza eksploracja miasta – kto lubi XIX-wieczną architekturę będzie zadowolony a i dla miłośników secesji znajdzie się wiele pysznych perełek. Jednak nadszedł czas, więc udałem się do Biura zawodów żeby odebrać pakiet startowy.
Organizacja wzorowa - wielki namiot przygotowany na przyjęcie wielkiej liczby uczestników (w sumie 12.000 biegnących !!!), napisy po angielsku , obsługa i informatory także, więc dosłownie po kilku minutach miałem pakiet w rękach.
Zauważyłem też, co jest jak na faceta, dziwne:), że kolor mojej reprezentacyjnej koszulki bardzo koresponduje z kolorem wystroju całości imprezy … - zobaczcie same!
Miałem już wracać do hotelu, a tu niezwykle miłe zaskoczenie – organizator umieścił mnie na liście VIP (!) Tył to drugi szok podczas tego wyjazdu. Tak więc dostałem bilet wstępu do świata celebrytów. Pomimo to spałem dobrze, a rano zostałem podrzucony na start przez Węgra, który widział jak szedłem w stroju bojowym.
Dzień był jak na mocne bieganie trochę zbyt piękny, ale ja przyjąłem prostą taktykę biegu – nazwałem ją techniką japońską – otóż biegłem i zatrzymywałem się na robienie zdjęć, tak aby starać się pokazać chociaż fragment tego, co może zobaczyć przyszły uczestnik. Jak mi się udało - oceńcie same:)
Bieg prowadzony jest szerokimi alejami, nadrzecznymi promenadami (tutaj słońce dawało się we znaki) , trasa jest niemal płaska i jednym podbiegiem na wiadukt, meta jak i start położone są w pięknym parku.
Organizacyjnie to najwyższy poziom – punkty odżywcze już od 5-tego kilometra, rozciągnięte na dużej długości tak, aby każdy mógł bez tratowania innych wziąć swój kubek czy coś do jedzenia.
Oznakowanie bez zarzutu – czytelne kilometrówki, wydzielone tory dla coraz to popularniejszych sztafet , wszędzie taśmy i barierki.
Zaraz przed metą dodatkowa mata pokazywała konferansjerowi kto finiszuje tak, aby mógł pozdrowić nadbiegających – tak więc usłyszałem „Polak Węgier dwa bratanki” co było miłym akcentem po 1h 51min biegu z apatatem w ręku.
Strefa mety, jak i cała reszta, wszystko funkcjonowało bez zarzutu , każdy dostał pakiet batoników, wodę i jabłko. Dodatkowo ustawiane były stoły z wodą – mimo upału niczego nie zabrakło.
Utrwaliłem też , ku przestrodze, obraz dziewczyny ,której zabrakło może 200m do mety – pamiętajmy, że łatwo jest w upale przecenić swe siły, że ambicja i wolna walki możne nas doprowadzić do skrajnego wyczerpania, a przecież chodzi o to aby czerpać przyjemność z biegania, a nie wpaść w ramiona nawet najprzystojniejszych sanitariuszy:)
Podsumowanie - czyli za i przeciw wybraniu się na bieg do Budapesztu:
ZA:
- tanie i wygodne połączenie lotnicze via Modlin
- ciekawe miasto, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, a i rodzina się nie będzie nudzić
- doskonale zorganizowany bieg, można startować w sztafetach, piękna trasa
PRZECIW:
- nie stwierdzono:)
Newsletter
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco !
Dodaj komentarz
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie dodał komentarza
Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy